0

Ładowanie ...

Niedzielna błyszcząca ekspedycja w świat okładek sprzed 30 lat…

PRZESUŃ W DÓŁ

Czyli jak można oślepnąć od retro-blasku.

Była niedziela. Cisza absolutna — taka, że słychać było stuknięcia własnych myśli. Przyszłam do drukarni na spokojne, ciche porządki. Tym razem celem były pudła z okładkami prac magisterskich, upchane w ścisku na zapleczu. W takim ścisku, że musiałam najpierw przebić się przez pokłady mniejszych pudeł i resztek starych, które same zamknęły się w proteście.

W końcu znalazłam. Otworzyłam pierwszy. I wtedy…. świat zalał BLASK. Okładki tak błyszczące, że można było się w nich przejrzeć jak w lustrze. Błyszczały na szaro, zielono, bordowo i brązowo . Każda wyglądała jak królowa balu maturalnego z roku 2003. Zmrużyłam oczy, bo światło odbijające się od tych lakierowanych powierzchni mogło z łatwością zestrzelić drona. Pomyślałam, że jeśli ktoś kiedyś zgubi się w drukarni, wystarczy zapalić światło — te okładki rozświetlą drogę powrotną!

Każda okładka była grubym kartonem oprawionym w magiczną powłokę błysku i nieśmiertelności. Niektóre miały jeszcze resztki starych nadruków:

  • “PRACA MAGISTERSKA” czcionką Times New Roman na złoto,
  • “PRACA DYPLOMOWA” na srebrno z literami wielkości tytułu gazety,

I te kolory! Czasy, kiedy bordo + złoty napis były synonimem luksusu i akademickiej powagi. A jeśli ktoś miał zieloną okładkę — wiadomo było- ktoś z przyrodniczych albo po prostu lubił ryzyko.

Przy przekładaniu okładek znalazłam nawet jedną sztukę w kolorze… butelkowej zieleni w wężową skórę. Spojrzałam na nią i pomyślałam – To nie była praca dyplomowa. To było dzieło sztuki!. Okładka tak śliska, że ślizgała mi się z rąk jak namydlony węgorz. Kto miał odwagę oddać w tym pracę dyplomową? Na pewno człowiek legendarny, którego nie powstrzymałby nawet dziekanat.

Przez chwilę wyobrażałam sobie studentów sprzed 30 lat – dumni, wypolerowani, stojący w kolejce po odbiór swojej pracy. Widziałam w nich dawną modę, gotowych stoczyć walkę na blask z każdym innym wydziałem.

Gdy kartony były już przejrzane, a stos najbardziej błyszczących okazów ustawiony niczym wystawa na korytarzu, zrobiłam sobie kawę i usiadłam na chwilę, patrząc na swój „łup”. Dziś może wszystko jest matowe, minimalistyczne, eleganckie… ale wtedy każdy student wychodzący z drukarni czuł się jak gwiazda gali rozdania Oskarów. I to było piękne.


Czasem nawet najzwyklejsze okładki przypominają, że każda epoka ma swoją estetykę i choć dziś śmiejemy się z nadmiaru błysku, kiedyś właśnie ten blask był symbolem spełnionych marzeń.

Bo nie liczyło się, czy świecisz za bardzo. Liczyło się, że wreszcie możesz błyszczeć.

OBSERWUJ
Dark
Light